5
Próbuję
się wyrwać, ale ktoś zadbał o to, żeby uniemożliwić mi każdy, nawet
najdrobniejszy ruch. Kopię, szarpię – nic. Jakbym walczyła z siatką. Próbuję
nawet krzyczeć – nic. Cisza, pustka. Do czasu.
-
Przestań. Boże Bella chyba powinienem cię zabrać do psychologa, masz jakieś
silne napady agresji. – mówi Tyler, puszczając mnie.
-
Ja mam napady agresji, mnie zabrać do psychologa? Żartujesz, prawda? To nie ja
chowam się w lesie i porywam ludzi!
-
Ja tylko oddałem ci przysługę. – mówi i uśmiecha się tym swoim rozbrajającym
uśmiechem – Jeszcze chwila i płuca być wypluła. Chyba nigdy nie biegałaś.
-
Mówiłam, że ciężko z moją kondycją. Nigdy wcześniej nie kazali mi się aż tak
męczyć. – mówię, po czym wyczerpana kładę się na trawie – A co ty tu w ogóle
robisz? Znowu.
-
Powiedzmy, że oszczędzam sobie właśnie takiego stanu, w jakim się znajdujesz.
-
Chowając się w lesie i porywając ludzi? – pytam sceptycznie.
-
Możesz już przestać z tym porywaniem? Nikogo nie uprowadzam, po prostu
potrzebowałem towarzystwa.
-
Delikatniej się nie dało?
-
Nie narzekaj, mogłem cię jeszcze powalić na ziemię, ale tego nie zrobiłem.
Uszanuj moją dobroć.
-
Dziękuję, litościwy Tylerze za okazanie mi twej delikatności. Cóż mogę dla
ciebie zrobić, aby wynagrodzić ci twą wielkoduszność, o panie?
- To
było dobre, naprawdę dobre.
-
Ucz się ucz, może kiedyś mnie pokonasz, kto wie?
- Powiedz
mi coś o sobie. – mówi niespodziewanie.
- A
co chcesz wiedzieć? – pytam lekko zdezorientowana.
-
Wszystko?
-
Ehm, no więc… To trochę niezręczna sytuacja. – odpowiadam.
-
Co w tym niezręcznego? Po prostu chcę cię poznać, to dziwne?
-
Nie, ehm po prostu… Nie lubię mówić o sobie.
-
Ach rozumiem, Pani Tajemnicza? – pyta, unosząc brew, przez co wygląda
komicznie. Może to dlatego, że nie ma bladego pojęcia jak to się robi.
-
Ha ha ha – wybucham śmiechem – To się robi tak – po czym unoszę brew. Oglądam
jego nieudolne próby zrobienia tego samego u siebie, śmiejąc się tak, jak od
dawna się nie śmiałam.
-
No proszę, udało mi się cię rozśmieszyć. Nareszcie – mówi i spogląda na mnie
tymi czarnymi jak noc oczami.
-
Musisz przestać to robić. – mówię i spuszczam wzrok.
-
Co?
-
Jakbyś nie wiedział.
-
Bo nie wiem, oświeć mnie Rebello. – odpowiada i uśmiecha się łobuzersko.
-
Musisz przestać tak na mnie patrzeć. – mówię i się czerwienię. Boże, dlaczego
to się zawsze dzieje? Czemu zawsze muszę się robić czerwona jak burak?
- O
tak? – po czym znowu to robi. Co ten człowiek chce osiągnąć?
-
Właśnie tak. Przestań. – nadal czerwona… - Przez ciebie wyglądam jak burak,
dziękuję ci bardzo – mówię, a następnie podnoszę się z ziemi i idę w stronę
Instytutu.
- Hej,
poczekaj! Zrobiłem coś nie tak?
-
Wszystko, nie możesz się tak zachowywać!
-
Przepraszam. Boże wy dziewczyny jesteście takie skomplikowane! Zrobisz jedno –
źle, zrobisz drugie – też źle! Co mam zrobić, żeby było dobrze?!
-
Nie wiem! Może po prostu nie rozmawiaj ze mną! Wtedy będzie dobrze!
-
Skoro tak to proszę, jak chcesz! Ale potem nie przychodź do mnie i nie mów mi,
że coś źle zrobiłem!
-
Zgoda! A ty przestań, przestań… Ach, przestań po prostu się do mnie zakradać,
przestań się do mnie odzywać i przestań próbować być takim, takim, takim złym
chłopcem, który myśli, że może mieć każdą!
-
Dobrze, proszę bardzo, przestanę!
-
No i super. – mówię, po czym odwracam się i idę naburmuszona w stronę
Instytutu.
Co
on sobie myśli? Że może być kim tylko chce? Że tak po prostu będzie mnie
„porywał” bez powodu? Boże, jak on mnie denerwuje. Kopię z całej siły w wystający
korzeń, aż czuję pulsowanie w nodzę, ale i tak nie przestaję. Siadam tylko na
pniu i zaczynam płakać. Łzy lecą po moich policzkach wielkie jak grochy. Ja po
prostu nie chcę tu być, chcę zapomnieć o tym, że tu trafiłam, wrócić do domu.
To nie jest mój świat, ja tu nie pasuję. Dlaczego mnie tu ściągnęli? Dlaczego
zabrali mi wszystko co tak bardzo kochałam? Dlaczego?
Siedzę
i płaczę jak dziecko, kiedy czuję jak ktoś podnosi mi brodę swoją ręką. To
oczywiście Tyler, wiem to. Zmusza mnie żebym na niego spojrzała. Patrzę w jego
ciemne oczy, a on tak po prostu mnie przytula, bez słowa. Nic nie mówi, a ja
wypłakuję się w jego ramię, które obejmuje mnie delikatnie, jakby bał się, że
mnie połamie jeśli ściśnie mocniej. Stoimy tak chwilę, aż biorę się w garść i
mówię:
-
Przepraszam.
-
Nie, to ja przepraszam. Wiem jak musi ci być ciężko, naprawdę, sam przecież
przez to przechodziłem, tyle że nie miałem nikogo. Ty masz mnie.
-
Nie rób ze mnie ofiary losu. Nie jestem słabą dziewczynką, potrzebującą większego
chłopaka do ochrony. Umiem sobie poradzić.
-
Wiem, tylko po prostu martwię się o ciebie. Wybacz, taki już jestem.
-
Eh, no cóż chyba nie mam zbytniego wyboru – mówię, po czym daję mu kuksańca w
bok. Odpowiada tym samym i razem idziemy do Instytutu.
Rozmawiamy
o wszystkim i o niczym, śmiejemy się i płaczemy (no dobrze, głównie ja
płaczę…), aż w końcu dochodzimy do głównego wejścia MIS.
-
Myślisz, że się zorientują, że tak jakby trochę nagięłam zasady? – pytam
-
Raczej nie. Poszczyp policzki, żebyś wyglądała na zmęczoną i wstrzymaj na
chwilę oddech, żeby potem szybciej go łapać i po sprawie. Jak zapytają co tak
wolno, powiedz, że to twój pierwszy trening i nie masz jeszcze kondycji. To chyba
tyle. Powinni uwierzyć.
-
Widzę, że ktoś tu ma niezłą wprawę – mówię, a zaraz dodaję – Dziękuję.
-
Nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko. – odpowiada, po czym z tymi słowami dzwoniącymi
mi w uszach, idzie w swoją stronę. „Dla ciebie wszystko” – zabrzmiało całkiem
przyjemnie. Jakby ktoś rozlał mi w środku ciepły, słodki miód. Miło. Z
uśmiechem przyklejonym do twarzy, wchodzę do Instytutu i widząc jakiegoś
starszego faceta, zapewnie nauczyciela, robię dokładnie to co powiedział mi
Tyler. Chyba działa, bo „trener” tylko patrzy na mnie, kiwa głową i idzie w
swoją stronę. Idę na górę do „swojego” pokoju i gdy tylko przekraczam próg,
zasypuje mnie lawina pytań Carly:
-
Gdzie byłaś? Dlaczego nagle tak zniknęłaś? Czemu nic mi nie powiedziałaś? Co
robiłaś? Dlaczego tak wolno? Mogłaś mnie przynajmniej uprzedzić!
- Przepraszam,
po prostu byłam strasznie zmęczona. Nie jestem przyzwyczajona do takich
wysiłków. – odpowiadam tylko i rzucam się na łóżko.
-
Następnym razem mi powiedz, to coś poradzimy.
-
Dobra. Następnym razem już będzie lepiej, obiecuję.
-
No ja mam nadzieję. Gdzie ty się w ogóle powdziewałaś?
-
Odpoczywałam w lesie – przecież to nie kłamstwo, to tylko połowa prawdy…
-
Tak długo? – pyta podejrzliwie
-
Tak, tak długo. Wyobraź sobie, że nie jestem cyborgiem i potrzebuję chwili
odpoczynku, jak każdy człowiek. A że nie mam kondycji to tym bardziej. – mówię
i udaję się do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Wskakuję
pod zimną wodę, licząc na to, że zmyje ze mnie wszystkie problemy, tak jak to
robi z brudem, ale nie oszukujmy się – tak się nie stanie. Wychodzę spod
prysznica z mokrą głową, nie widząc nawet dokąd idę, ponieważ woda z włosów
zalewa mi oczy. Zachowuję się jak ślepiec szukając ręcznika, ale kiedy w końcu
go znajduję, czuję się jak zwycięzca i postanawiam, że następnym razem bardziej
się zorganizuję. Staję przed lustrem i staram się coś ze sobą zrobić, bo bądźmy
szczerzy, nie wyglądam najlepiej, a nazywając rzeczy po imieniu: jakby
przejechał po mnie cały konwój czołgów, albo jakbym została przeżyta, a potem
wypluta przez psa, albo innego zwierzaka. Rozczesuję potargane włosy, mając
nadzieję, że jak wyschną będą wyglądały chociaż trochę lepiej, a następnie już
ubrana, wychodzę z łazienki.
-
Co mnie jeszcze czeka? – pytam, gotowa chyba na wszystko.
-
Prawdopodobnie mało rzeczy. Zgłoś się do dyrekcji, dostaniesz rozpiskę z
testami i to chyba tyle na dzisiaj. Reszta czasu jest do twojej dyspozycji.
-
Hm, brzmi zaskakująco dobrze.
-
Taak, pierwsze dni są najlepsze.
-
Hej Carly, wiesz gdzie tu jest biblioteka? – pytam
-
Jasne. Drugie piętro, wielkie zielone drzwi, nie przegapisz.
-
Dzięki. – mówię, po czym udaję się we wskazanym kierunku.
Miała
rację, nie ma najmniejszych szans na minięcie biblioteki. Drzwi są tak ogromne
i wyraźne, że chyba tylko ślepy by ich nie zauważył. Wchodzę do środka, czując
na sobie spojrzenie starszej kobiety.
-
Młoda damo, co pani tutaj robi o tej porze? – pyta ze zdziwieniem.
-
Ehm, bo ja jeszcze nie mam zajęć. To w sumie mój pierwszy dzień – tłumaczę się.
-
Dobrze, w takim razie co mogę dla pani zrobić?
-
Szukam Księgi Rekrutów i Księgi Wielkich Wojowników.
-Proszę
tu chwilkę zaczekać – mówi i znika za regałami książek. Po krótkim czasie wraca
z dwoma grubymi księgami. – Proszę bardzo, są do wglądu tylko na terenie
biblioteki.
-
Dobrze, dziękuję bardzo – mówię, odbierając od niej książki.
Zaszywam
się w najdalszym kącie pomieszczenia i z nieskrywaną ciekawością zaglądam do
środka ksiąg. Zaczynam od Księgi Rekrutów, mając nadzieję, że tam znajdę to
czego szukam i faktycznie po kilku minutach napotykam na nazwisko Melissa
Rynolds. Jednak pod jej imieniem nie ma żadnych informacji, oprócz przypisu:
„Sprawdź w Księdze Wielkich Wojowników”. No proszę, moja mama wyróżniała się
spośród uczniów i nic mi nie powiedziała. Odnajduję ją i patrzę na zdjęcie zrobione
jeszcze w czasach młodości. Jest niewiele starsza ode mnie, ma długie kręcone
włosy i uśmiecha się tym samym uśmiechem jaki widziałam u niej codziennie.
„Melissa Rynolds – wojowniczka jaką każdy
chciałby trenować. Niesamowita pod każdym względem, zarówno sprawnościowo jak i
mentalnie, gotowa na wszystko. Precyzja strzału, której pozazdrościłby sam
mistrz, wytrzymałość na najwyższym poziomie, urodzona przywódczyni. Zawsze
punktualna, obowiązkowa, ale i spontaniczna…”
Dowiedziawszy
się wszystkiego, na czym mi zależało, wracam z powrotem do Księgi Rekrutów w
poszukiwaniu babci, ponieważ jej historie teraz wydawały się naprawdę prawdziwe,
kiedy widzę znajome nazwisko. Cross. Czuję się jakby ktoś kopnął mnie z całej
siły w brzuch, ponieważ to na co patrzę, nie jest imieniem mojej babci, tylko
jej syna, mojego taty - Alec’a Cross'a.