sobota, 20 września 2014

Rozdział 5

5

Próbuję się wyrwać, ale ktoś zadbał o to, żeby uniemożliwić mi każdy, nawet najdrobniejszy ruch. Kopię, szarpię – nic. Jakbym walczyła z siatką. Próbuję nawet krzyczeć – nic. Cisza, pustka. Do czasu.
- Przestań. Boże Bella chyba powinienem cię zabrać do psychologa, masz jakieś silne napady agresji. – mówi Tyler, puszczając mnie.
- Ja mam napady agresji, mnie zabrać do psychologa? Żartujesz, prawda? To nie ja chowam się w lesie i porywam ludzi!
- Ja tylko oddałem ci przysługę. – mówi i uśmiecha się tym swoim rozbrajającym uśmiechem – Jeszcze chwila i płuca być wypluła. Chyba nigdy nie biegałaś.
- Mówiłam, że ciężko z moją kondycją. Nigdy wcześniej nie kazali mi się aż tak męczyć. – mówię, po czym wyczerpana kładę się na trawie – A co ty tu w ogóle robisz? Znowu.
- Powiedzmy, że oszczędzam sobie właśnie takiego stanu, w jakim się znajdujesz.
- Chowając się w lesie i porywając ludzi? – pytam sceptycznie.
- Możesz już przestać z tym porywaniem? Nikogo nie uprowadzam, po prostu potrzebowałem towarzystwa.
- Delikatniej się nie dało?
- Nie narzekaj, mogłem cię jeszcze powalić na ziemię, ale tego nie zrobiłem. Uszanuj moją dobroć.
- Dziękuję, litościwy Tylerze za okazanie mi twej delikatności. Cóż mogę dla ciebie zrobić, aby wynagrodzić ci twą wielkoduszność, o panie?
- To było dobre, naprawdę dobre.
- Ucz się ucz, może kiedyś mnie pokonasz, kto wie?
- Powiedz mi coś o sobie. – mówi niespodziewanie.
- A co chcesz wiedzieć? – pytam lekko zdezorientowana.
- Wszystko?
- Ehm, no więc… To trochę niezręczna sytuacja. – odpowiadam.
- Co w tym niezręcznego? Po prostu chcę cię poznać, to dziwne?
- Nie, ehm po prostu… Nie lubię mówić o sobie.
- Ach rozumiem, Pani Tajemnicza? – pyta, unosząc brew, przez co wygląda komicznie. Może to dlatego, że nie ma bladego pojęcia jak to się robi.
- Ha ha ha – wybucham śmiechem – To się robi tak – po czym unoszę brew. Oglądam jego nieudolne próby zrobienia tego samego u siebie, śmiejąc się tak, jak od dawna się nie śmiałam.
- No proszę, udało mi się cię rozśmieszyć. Nareszcie – mówi i spogląda na mnie tymi czarnymi jak noc oczami.
- Musisz przestać to robić. – mówię i spuszczam wzrok.
- Co?
- Jakbyś nie wiedział.
- Bo nie wiem, oświeć mnie Rebello. – odpowiada i uśmiecha się łobuzersko.
- Musisz przestać tak na mnie patrzeć. – mówię i się czerwienię. Boże, dlaczego to się zawsze dzieje? Czemu zawsze muszę się robić czerwona jak burak?
- O tak? – po czym znowu to robi. Co ten człowiek chce osiągnąć?
- Właśnie tak. Przestań. – nadal czerwona… - Przez ciebie wyglądam jak burak, dziękuję ci bardzo – mówię, a następnie podnoszę się z ziemi i idę w stronę Instytutu.
- Hej, poczekaj! Zrobiłem coś nie tak?
- Wszystko, nie możesz się tak zachowywać!
- Przepraszam. Boże wy dziewczyny jesteście takie skomplikowane! Zrobisz jedno – źle, zrobisz drugie – też źle! Co mam zrobić, żeby było dobrze?!
- Nie wiem! Może po prostu nie rozmawiaj ze mną! Wtedy będzie dobrze!
- Skoro tak to proszę, jak chcesz! Ale potem nie przychodź do mnie i nie mów mi, że coś źle zrobiłem!
- Zgoda! A ty przestań, przestań… Ach, przestań po prostu się do mnie zakradać, przestań się do mnie odzywać i przestań próbować być takim, takim, takim złym chłopcem, który myśli, że może mieć każdą!
- Dobrze, proszę bardzo, przestanę!
- No i super. – mówię, po czym odwracam się i idę naburmuszona w stronę Instytutu.
Co on sobie myśli? Że może być kim tylko chce? Że tak po prostu będzie mnie „porywał” bez powodu? Boże, jak on mnie denerwuje. Kopię z całej siły w wystający korzeń, aż czuję pulsowanie w nodzę, ale i tak nie przestaję. Siadam tylko na pniu i zaczynam płakać. Łzy lecą po moich policzkach wielkie jak grochy. Ja po prostu nie chcę tu być, chcę zapomnieć o tym, że tu trafiłam, wrócić do domu. To nie jest mój świat, ja tu nie pasuję. Dlaczego mnie tu ściągnęli? Dlaczego zabrali mi wszystko co tak bardzo kochałam? Dlaczego?
Siedzę i płaczę jak dziecko, kiedy czuję jak ktoś podnosi mi brodę swoją ręką. To oczywiście Tyler, wiem to. Zmusza mnie żebym na niego spojrzała. Patrzę w jego ciemne oczy, a on tak po prostu mnie przytula, bez słowa. Nic nie mówi, a ja wypłakuję się w jego ramię, które obejmuje mnie delikatnie, jakby bał się, że mnie połamie jeśli ściśnie mocniej. Stoimy tak chwilę, aż biorę się w garść i mówię:
- Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Wiem jak musi ci być ciężko, naprawdę, sam przecież przez to przechodziłem, tyle że nie miałem nikogo. Ty masz mnie.
- Nie rób ze mnie ofiary losu. Nie jestem słabą dziewczynką, potrzebującą większego chłopaka do ochrony. Umiem sobie poradzić.
- Wiem, tylko po prostu martwię się o ciebie. Wybacz, taki już jestem.
- Eh, no cóż chyba nie mam zbytniego wyboru – mówię, po czym daję mu kuksańca w bok. Odpowiada tym samym i razem idziemy do Instytutu.
Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, śmiejemy się i płaczemy (no dobrze, głównie ja płaczę…), aż w końcu dochodzimy do głównego wejścia MIS.
- Myślisz, że się zorientują, że tak jakby trochę nagięłam zasady? – pytam
- Raczej nie. Poszczyp policzki, żebyś wyglądała na zmęczoną i wstrzymaj na chwilę oddech, żeby potem szybciej go łapać i po sprawie. Jak zapytają co tak wolno, powiedz, że to twój pierwszy trening i nie masz jeszcze kondycji. To chyba tyle. Powinni uwierzyć.
- Widzę, że ktoś tu ma niezłą wprawę – mówię, a zaraz dodaję – Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko. – odpowiada, po czym z tymi słowami dzwoniącymi mi w uszach, idzie w swoją stronę. „Dla ciebie wszystko” – zabrzmiało całkiem przyjemnie. Jakby ktoś rozlał mi w środku ciepły, słodki miód. Miło. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy, wchodzę do Instytutu i widząc jakiegoś starszego faceta, zapewnie nauczyciela, robię dokładnie to co powiedział mi Tyler. Chyba działa, bo „trener” tylko patrzy na mnie, kiwa głową i idzie w swoją stronę. Idę na górę do „swojego” pokoju i gdy tylko przekraczam próg, zasypuje mnie lawina pytań Carly:
- Gdzie byłaś? Dlaczego nagle tak zniknęłaś? Czemu nic mi nie powiedziałaś? Co robiłaś? Dlaczego tak wolno? Mogłaś mnie przynajmniej uprzedzić!
- Przepraszam, po prostu byłam strasznie zmęczona. Nie jestem przyzwyczajona do takich wysiłków. – odpowiadam tylko i rzucam się na łóżko.
- Następnym razem mi powiedz, to coś poradzimy.
- Dobra. Następnym razem już będzie lepiej, obiecuję.
- No ja mam nadzieję. Gdzie ty się w ogóle powdziewałaś?
- Odpoczywałam w lesie – przecież to nie kłamstwo, to tylko połowa prawdy…
- Tak długo? – pyta podejrzliwie
- Tak, tak długo. Wyobraź sobie, że nie jestem cyborgiem i potrzebuję chwili odpoczynku, jak każdy człowiek. A że nie mam kondycji to tym bardziej. – mówię i udaję się do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Wskakuję pod zimną wodę, licząc na to, że zmyje ze mnie wszystkie problemy, tak jak to robi z brudem, ale nie oszukujmy się – tak się nie stanie. Wychodzę spod prysznica z mokrą głową, nie widząc nawet dokąd idę, ponieważ woda z włosów zalewa mi oczy. Zachowuję się jak ślepiec szukając ręcznika, ale kiedy w końcu go znajduję, czuję się jak zwycięzca i postanawiam, że następnym razem bardziej się zorganizuję. Staję przed lustrem i staram się coś ze sobą zrobić, bo bądźmy szczerzy, nie wyglądam najlepiej, a nazywając rzeczy po imieniu: jakby przejechał po mnie cały konwój czołgów, albo jakbym została przeżyta, a potem wypluta przez psa, albo innego zwierzaka. Rozczesuję potargane włosy, mając nadzieję, że jak wyschną będą wyglądały chociaż trochę lepiej, a następnie już ubrana, wychodzę z łazienki.
- Co mnie jeszcze czeka? – pytam, gotowa chyba na wszystko.
- Prawdopodobnie mało rzeczy. Zgłoś się do dyrekcji, dostaniesz rozpiskę z testami i to chyba tyle na dzisiaj. Reszta czasu jest do twojej dyspozycji.
- Hm, brzmi zaskakująco dobrze.
- Taak, pierwsze dni są najlepsze.
- Hej Carly, wiesz gdzie tu jest biblioteka? – pytam
- Jasne. Drugie piętro, wielkie zielone drzwi, nie przegapisz.
- Dzięki. – mówię, po czym udaję się we wskazanym kierunku.
Miała rację, nie ma najmniejszych szans na minięcie biblioteki. Drzwi są tak ogromne i wyraźne, że chyba tylko ślepy by ich nie zauważył. Wchodzę do środka, czując na sobie spojrzenie starszej kobiety.
- Młoda damo, co pani tutaj robi o tej porze? – pyta ze zdziwieniem.
- Ehm, bo ja jeszcze nie mam zajęć. To w sumie mój pierwszy dzień – tłumaczę się.
- Dobrze, w takim razie co mogę dla pani zrobić?
- Szukam Księgi Rekrutów i Księgi Wielkich Wojowników.
-Proszę tu chwilkę zaczekać – mówi i znika za regałami książek. Po krótkim czasie wraca z dwoma grubymi księgami. – Proszę bardzo, są do wglądu tylko na terenie biblioteki.
- Dobrze, dziękuję bardzo – mówię, odbierając od niej książki.
Zaszywam się w najdalszym kącie pomieszczenia i z nieskrywaną ciekawością zaglądam do środka ksiąg. Zaczynam od Księgi Rekrutów, mając nadzieję, że tam znajdę to czego szukam i faktycznie po kilku minutach napotykam na nazwisko Melissa Rynolds. Jednak pod jej imieniem nie ma żadnych informacji, oprócz przypisu: „Sprawdź w Księdze Wielkich Wojowników”. No proszę, moja mama wyróżniała się spośród uczniów i nic mi nie powiedziała. Odnajduję ją i patrzę na zdjęcie zrobione jeszcze w czasach młodości. Jest niewiele starsza ode mnie, ma długie kręcone włosy i uśmiecha się tym samym uśmiechem jaki widziałam u niej codziennie.
„Melissa Rynolds – wojowniczka jaką każdy chciałby trenować. Niesamowita pod każdym względem, zarówno sprawnościowo jak i mentalnie, gotowa na wszystko. Precyzja strzału, której pozazdrościłby sam mistrz, wytrzymałość na najwyższym poziomie, urodzona przywódczyni. Zawsze punktualna, obowiązkowa, ale i spontaniczna…”
Dowiedziawszy się wszystkiego, na czym mi zależało, wracam z powrotem do Księgi Rekrutów w poszukiwaniu babci, ponieważ jej historie teraz wydawały się naprawdę prawdziwe, kiedy widzę znajome nazwisko. Cross. Czuję się jakby ktoś kopnął mnie z całej siły w brzuch, ponieważ to na co patrzę, nie jest imieniem mojej babci, tylko jej syna, mojego taty - Alec’a Cross'a.

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 4

4

- Myślałaś, że mi uciekniesz? – chrypi – Myślałaś, że tak po prostu zostawię cię w spokoju? – słyszę coraz więcej głosów – Myślałaś, że tak łatwo o mnie zapomnieć? Bo widzisz, szczegół tkwi w tym, że ja nigdy nie odchodzę. Nie pozbędziesz się mnie, nawet gdybyś pragnęła tego najbardziej na świecie.
Biegnę ile sił w nogach, czując na swoim karku strumień wydychanego powietrza. Upadam na ziemię, nie jestem w stanie się już dłużej bronić, a wtedy On znika, jakby Go nigdy nie było. Nagle wszystko się zmienia. Znowu znajduję się w lesie, biegnę, jakbym nigdy nie upadła. Widzę otaczający mnie zupełnie nowy, przyjacielski świat, w którym każdy się o siebie troszczy, gdzie nikt nie zostaje w tyle. Nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki wszystko zwalnia. Poruszam się jak w zwolnionym tempie, ale nie tylko ja. Wszystko wokół mnie przemawia do mnie, jakby chciało mnie przed czymś ostrzec, ochronić. Zanim mam szansę zorientować  się co się dzieje, wszystko wraca do normy. Wszystko oprócz mnie. Nadal ruszam się jak żółw, kiedy czuję jak ktoś wbija mi ostrze w plecy. Upadam na ziemię, próbuję złapać oddech, a wtedy rozsypuję się na miliony małych kawałków, zupełnie jak szklanka zepchnięta ze stołu. I widzę te oczy – czarne z białymi plamkami wokół tęczówki.
Budzę się cała zlana potem. Siadam na łóżku, starając się wrócić do rzeczywistości. Szukam wokół siebie lampki, ale nie natrafiam na nic co kształtem by ją przypominało i wtedy wszystko wraca do mnie ze zdwojoną siłą. Jestem w Instytucie, wojna, Krugoni, Tyler. Kiedy to się stało? Próbuję złapać powietrze, ale nie mogę. Czuję, że się duszę, moje płuca nie są w stanie nic zrobić, jakby zapomniały, że w ogóle są mi potrzebne. Jestem sparaliżowana, nie mogę się poruszyć. Leżę na wznak, patrząc z przerażeniem w sufit i wtedy znowu widzę te oczy. Czarne jak noc z białymi plamkami. Jedyne do czego jestem zdolna to krzyk przerażenia. Oczy zachodzą mi łzami, gardło odmawia posłuszeństwa i pozostaje tylko długa, martwa cisza.
***
Na dworze już świta, wstaje nowy dzień, a ja nadal leżę w łóżku i patrzę przed siebie. Nic nie widzę, nic do mnie nie dociera. Zupełnie jakbym tu była, ale mój umysł i moje myśli ulatywały gdzieś zupełnie indziej, jakby oczy widziały, ale mózg odmawiał przetworzenia wszystkiego na impulsy. To chyba depresja, prawda? Heh, przecież każdy wiedział, że to się tak skończy. Kto normalny opowiada zwykłej, nieświadomej niczego szesnastolatce o takich rzeczach?
Słyszę dźwięki wydobywające się z głośników, ale nie rozumiem ich treści. To dla mnie jeden duży zlepek wyrazów, których nie potrafię podzielić i przyporządkować do odpowiednich kategorii. To zupełnie jak w tych wszystkich amerykańskich filmach, kiedy dziewczynę rzuca chłopak, a ona siedzi na kanapie z pudełkiem lodów w rękach i ogląda kreskówki. Ze mną jest jednak inaczej, to jakbym tu była, ale jednocześnie spadała w jakąś otchłań do której nic nie dochodzi. Tak, to chyba dobre określenie. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz potem do środka wchodzi wysoka dziewczyna z burzą kręconych, czarnych włosów. Pochyla się nade mną, widzę, że je usta się poruszają, ale nic nie słyszę. Szumi mi w uszach. Dopiero po chwili docierają do mnie jej słowa.
- Ehm… Ty jesteś Rebella?
Dobra Bella, teraz skup się, otwórz usta i zlep prostą formułkę „Tak, to ja.”
- Chyba tak. – to jedyne co udaje mi się powiedzieć.
- Carly. Wygląda na to, że będziemy razem mieszkać przez jakiś czas.
- Chyba tak. – powtarzam.
- Mówisz coś jeszcze oprócz „chyba tak”?
- Tak sądzę. – odpowiadam, a Carly zanosi się śmiechem. Nie widzę w tym nic śmiesznego, ale no cóż, przynajmniej ktoś dzięki mnie będzie miał weselszy dzień.
- No dobra Rebella, czy może „chyba tak” wstawaj z łóżka, dziś twój pierwszy dzień. Na twoim miejscu nie wyrabiałabym sobie opinii lenia.
- Ale dokąd idziemy? – pytam zdezorientowana
- Zajęcia? Ominęło cię śniadanie, ale jak się pośpieszysz to może jeszcze coś znajdziesz w bufecie o ile te dzikusy wszystkiego nie zjadły. Widzimy się na dole. Przebierz się, umyj i doprowadź do porządku. – mówi, po czym odwraca się z powrotem do drzwi i wychodzi.
Zostaję sama, znowu. Mimo najszczerszych chęci spędzenia całego dnia w łóżku, powoli się podnoszę i zaglądam do walizki. Po krótkim czasie stwierdzam, że i tak wszystko jedno jak wyglądam, bo przecież kogo to obchodzi, i decyduję się na dżinsy, żółtą bluzkę i szarą bluzę z kapturem. Wchodzę do łazienki i pakuję się pod prysznic. Myślę o Krugonach, wojnie, o wszystkim. Jednak nie to nie daje mi spokoju. To świadomość, że moja mama wiedziała o tym miejscu, wiedziała, że kiedyś tu trafię i nawet mnie nie ostrzegła. Zostawiła mnie na pastwę losu, tylko dlaczego? A babcia? Czy ona też wiedziała? A może mój tata też tu był, tylko dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? Bo co? Chcieli mnie chronić? Przecież i tak wiedzieli, że prędzej czy później mnie tu zabiorą. No i wreszcie: kim była ta postać z moich snów? 
Wychodzę spod prysznica, owijam się ręcznikiem i staję przed lustrem. Widzę swoje zmęczone odbicie. Podpuchnięte oczy, zaczerwienione policzki, potargane włosy. Kiedy to wszystko się stało? Ubieram się, doprowadzam częściowo do porządku i wychodzę z pokoju. Schodząc na dół widzę czekającą na mnie Carly. Teraz mogę jej się spokojnie przyjrzeć. Tak jak zauważyłam wcześniej jest wysoka, zapewne wyższa ode mnie. Ma twarz w kształcie serca, a jej oczy wydają się większe niż u normalnego człowieka. Ubrana jest w dżinsy i czarną bluzkę na ramiączkach, na nogach adidasy. Hm, czyli moja stylizacja nie odbiega od reszty. Dobrze wiedzieć.
- Co tak długo? – pyta, kiedy tylko jestem w stanie ją usłyszeć.
- To i owo. Powiedzmy, że musiałam dojść do siebie.
- Jaka wygadana, nie wierzę! – żartuje.
- Na co czekamy?
- Idziemy biegać, w sumie już jesteśmy spóźnione, co oznacza, że musimy dogonić pozostałych, bo wyruszyli jakieś pięć minut temu.
Bieganie? Mogłam się tego spodziewać.
- No to co tu jeszcze robimy?  – mówię, po czym niechętnie ruszam do wyjścia.
Biegnę za Carly, starając się nie dyszeć za głośno. Boże, jak ona szybko biega!
- Wszyscy tutaj tak szybko biegacie? – staram się nie zabrzmieć na zbyt zmęczoną.
- To normalnie tempo, a właściwie trochę szybsze.
- Zorientowaliby się gdybym została w łóżku?
- Zapewne tak.
- I co by się wtedy stało?
- Bella, nie mam bladego pojęcia, ale sądzę, że nic dobrego. A teraz szybciej, bo ich nigdy nie dogonimy.
Szybciej? Czy ona chce mnie zabić?
Po kilku minutach widzę resztę grupy. Nie jestem w stanie już dalej biec, brakuje mi powietrza. Moje ciało wydaje się w tej chwili znacznie cięższe niż normalnie, nogi mam jak z waty. Zatrzymuję się, nie zważając na protesty Carly, i wtedy czuję jak zimna ręka zasłania mi buzię, a zaraz potem wciąga w las.



 Trochę wcześniej niż planowałam, ale skoro jest skończony to czemu trzymać Was w niepewności? :) Mam nadzieję, że się spodoba
~Nika

środa, 10 września 2014

Rozdział 3

3

- Czyli poczekaj – mówię, starając się zabrzmieć inteligentnie, co okazuje się zupełnie niemożliwe – Krugoni to ci źli, my jesteśmy ci dobrzy. Oni się ujawnią, my mamy ich ‘zgładzić’ – tak użyłam tego słowa, ale tylko dlatego, że cytowałam Tylera – tym samym kończąc wojnę na zawsze. Jeżeli jednak oni wygrają nasz świat ulegnie zniszczeniu i nic już nie będzie takie samo. – kończę i patrzę na niego z uniesioną brwią – Czy coś przeoczyłam, mistrzu?
- W wielkim skrócie o to właśnie chodzi.
Siedzimy na trawie, w pobliżu pola ochronnego, które raz się pojawia, a raz znika, jednak nawet kiedy wydaje mi się, że go nie ma, ono wciąż tam jest.
- No dobrze, ale dlaczego akurat ja, a nie na przykład Megan lub Becca?
- Kto? – pyta zdezorientowany, ale zaraz dodaje – Skoro się tu znajdujesz to oznacza, że byłaś pod stałą obserwacją Instytutu, prawdopodobnie w szkoleniach uczestniczyli twoi rodzice, albo jedno z nich, a także, że po prostu się nadajesz. MIS ma ludzi na całym świecie. Wyłapują zdolnych nastolatków i sprowadzają ich tutaj.
- Czekaj, czyli to nie przypadek, że trafiłam akurat na MIS?
- Czy ty mnie słuchasz? Ziemia do Belli! Przed chwilą ci to wyjaśniłem!
- Nie, nie chodzi o to. Czyli, że tak naprawdę nic mnie nie goniło, nie byłam w niebezpieczeństwie?
- Nie. To była tylko taka symulacja. Zakodowano ci myśl, że coś cię goni, ale w rzeczywistości nikogo tam nie było. Kiedy całkowicie opadłaś z sił, wtedy dopiero zobaczyłaś Instytut. Tak między innymi sprawdzają twoją wytrzymałość. To pierwszy z testów.
- Sprawdzali moją wytrzymałość?! Żartujesz sobie ze mnie?! Ja myślałam, że coś mnie zaraz zabije! – mówię, po czym dodaję, kiedy docierają do mnie jego ostatnie słowa – Pierwszy z testów? Ja chyba mam już dość tych ich zagrywek.
- Pierwszy z testów to właśnie wytrzymałość. Potem jest jeszcze spostrzegawczość, szybkość, refleks, siła, inteligencja i strategiczne myślenie. Czyli wszystkie cechy, które pozwolą ci zostać dobrym wojownikiem. Sprawdzają twój poziom, a następnie przydzielają do odpowiednich grup, abyś miała okazję wyćwiczyć wszystko jak najlepiej się da.
- Acha, czyli rozumiem, że zero taryfy ulgowej?
- Nie masz na co liczyć.
- A co z moją rodziną? Ktoś wie, że tu jestem?
- Jeśli twoi rodzice się tu szkolili, co jest bardzo prawdopodobne, raczej poskładali fakty do kupy i domyślają się, że tu jesteś. Poza tym zawsze rodziny dostają anonimowego maila z informacją, że dziecko jest bezpieczne. W większość przypadków list nie jest jednak niezbędny, gdyż jak ci to wcześniej wyjaśniłem, rodzice wiedzą dokładnie gdzie ich dziecko przebywa, ponieważ, cóż, sami tu byli.
- Skoro moja mam tu była, to dlaczego mi o niczym nie powiedziała, skoro wiedziała, że prędzej czy później tu trafię?
- Nie mam bladego pojęcia, o tym musisz porozmawiać z mamą, albo…
- Albo co?
- Albo przeszukać Księgę Rekrutów lub Wielkich Wojowników. W Księdze Rekrutów znajduje się każda osoba, będąca w Instytucie. Jednak w Księdze Wielkich Wojowników, jak sama nazwa wskazuje, tylko najlepsi mogą liczyć na miejsce. Poszukaj, zapytaj trenerów. Będziesz miała pewność, że na pewno tu chodziła.
- No, a co z tym polem ochronnym? Jak to zrobili?
- Gdybym wiedział jak to powstało, wiedziałbym też jak to wyłączyć. Czyli odpowiadając na twoje pytanie: nie mam bladego pojęcia.
- Co jest w pokoju 203?
- To zapewne twój pokój. Zostaną tam przeniesione twoje rzeczy i tymczasowo to będzie twój nowy dom. Czyż nie brzmi wspaniale? – pyta z nutką sarkazmu.
- Czyli Carly to pewnie moja współlokatorka?
- Tak sądzę.
- Znasz ją?
- Carly? Nie, chodzi zawsze sama, z nikim nie rozmawia. No oprócz Rick’a.
- Są parą?
- Skąd ja mam to wszystko wiedzieć?!
- No nie wiem, myślałam, że przed tobą nic się nie ukryje.
- Ha ha, bardzo śmieszne.
- Jak długo tu jest?
- Kto?
- Latający pingwin! Carly, no a kto inny? – mówię z irytacją.
- Miesiąc? Nie więcej.
- To dużo?
- Pytasz czy miesiąc w więzieniu o zaostrzonym rygorze, z treningami jak dla cyborgów, które nigdy się nie męczą to dużo? Owszem, dużo.
- A ty od jak dawna tu jesteś?
- Od 2 miesięcy.
- Wytrwały jesteś.
- No cóż, nie mam wyboru.
- Kiedy możesz wrócić do domu?
- Nie wiem. – a widząc moją zdziwioną minę dodaje – Naprawdę nie wiem. Chyba kiedy osiągniesz doskonałość? Nie mam pojęcia.
- To zapowiada się przyjemne i miłe życie. – mówię ponuro – A znając moje ‘umiejętności wojownika’ to spędzę tutaj wieczność.
- Nie może być aż tak źle.
- Uwierz mi, dobrze nie jest.
- Czasem zaskakujemy samych siebie.
- Nie wiem dlaczego wcześniej cię o to nie zapytałam, ale co robiłeś w lesie o tak późnej porze?
- Nie mogłem spać. Często mi się to zdarza. Mimo częstych treningów i wyczerpania, po prostu nie odczuwam takiego zmęczenia jak inni.
- Kiedy będę zdawać te testy?
- Prawdopodobnie jutro, jak już się zaaklimatyzujesz, rozpakujesz i poznasz trochę ludzi. Ale tym się będziesz martwić później.
Zaczyna już świtać, a my nadal siedzimy przy polu ochronnym rozmawiając jak starzy kumple. Może to dziwne, ale czuję jakbyśmy się znali, mimo że nigdy go nie spotkałam. Spoglądając na jego świat, poprawka: teraz już NASZ świat, zdałam sobie sprawę, że moje dotychczasowe życie to nie było życie. Każdy dzień taki sam. Dopiero teraz wszystko się zmieni. Pytanie tylko: Czy dam radę?


 ***
Kochani, bardzo ale to bardzo Was przepraszam, że dodaję ten rozdział tak późno. Mogłabym się tłumaczyć, wymyślać wymówki, ale i tak wszyscy wiemy, że to nic nie da, dlatego powiem tylko, że zaczął się rok szkolny, jestem w nowej szkole, nauczyciele cisną już na początku roku... Naprawdę przepraszam, obiecuję, że się poprawię :) Następny rozdział postaram się wstawić za tydzień, ewentualnie dwa, w zależności od natłoku lekcji :) Jeszcze raz przepraszam, mam nadzieję, że rozdział się spodoba, bo pisany tak trochę na szybko :) 
~Nika
A no i prawie bym zapomniała :) Dziękuję bardzo za nominację do Liebster Blog Award od bloggerki Natalii (nadziewiatympietrze.blogspot.com). Odpowiedzi i pytania dodam niedługo :) 

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 2

2

Pierwszą rzeczą, którą czuję po przebudzeniu, są rurki przypięte do mojej skóry. Jakaś lodowata ciecz przepływa przez mój organizm, przez co jest mi niemiłosiernie zimno. Okrywa mnie jedwabista pościel, pachnąca lawendą. W powietrzu unosi się zapach lasu.
Nagle czuję przypływający strach. Boję się tego miejsca, boję się otworzyć oczy, boję się, że zobaczę coś, czego nie powinnam widzieć, coś zakazanego. Czuję jednak, że w pokoju panuje mrok. Może nikt nie zauważy, że się obudziłam? Powoli otwieram oczy i już wiem, że miałam rację. Jest późna noc. Spoglądam na swoje ubranie i ku zdziwieniu stwierdzam, że jest czyste jak nigdy dotąd. Bluza z szarej jest z powrotem bladoróżowa, dżinsy nie są już pokryte błotem, a trampki leżące na podłodze, znów są różowe jak dawniej.
Ciekawa miejsca w jakim się znajduję, odpinam rurki uniemożliwiające mi poruszanie się i wstaję z łóżka. Rozglądam się po pokoju. Widzę ogromne, starodawne szafy, szpitalny sprzęt, do którego byłam podłączona i mały stolik zapełniony stertą papierów. Wielkie firanki zasłaniają widok z okien, przysłaniając tym samym światło. Podchodzę do nich i powoli odsłaniam kurtyny. Pokój natychmiast zalewa światło, przez co dostrzegam w głębi pomieszczenia przepiękną toaletkę. Siadam na miękkim, obitym w skórę krześle i ze zdumieniem patrzę na swoje odbicie. Wszystkie rany, rozcięcia i podrapania zniknęły. Widzę tą samą twarz co dawniej. Ogromne, zielone, otoczone rzędem długich, czarnych rzęs oczy, zgrabny nos pokryty rozsypanymi po policzkach piegami, pełne usta, zaróżowione policzki i przydługa grzywka wpadająca w oczy. Tak, to znowu ja. Dotykam długich, falowanych włosów, aby przekonać się, że one także wróciły do normy. Są jedwabiście miękkie i lśniące. Mama zawsze mówiła, że są wyjątkowo piękne. Kasztanowe, ale lekko wpadające w rudy. Były niesamowite, zresztą nadal są.
Nagle czuję spływającą po policzku łzę. Tęsknię za nimi. Za całą moją rodziną. Mamą, tatą, bratem i siostrą. Jeszcze niedawno miałam ich po dziurki w nosie. Teraz dałabym wszystko, żeby ich zobaczyć, przytulić. Brakuje mi kłótni z Gabe’m, śmiechu Quinnie, jej dziecięcej logiki, przestróg mamy i żartów taty. Chciałabym znaleźć się przy kominku, otulona ciepłym kocem, z kubkiem gorącego kakao w rękach, słuchając niesamowitych historii babci. Nic nie zastąpi mi rodzinnego domu.
Podchodzę na palcach do drzwi, ale niestety nie wszystko układa się po mojej myśli. Nie widząc jakiejś rzeczy na podłodze, zapewne wystającej belki, zahaczam o nią, a zaraz potem czuję zderzenie z podłogą, robiąc przy tym sporo hałasu. Odwracam się, chcąc obwinić o to wszystko belkę i wtedy nieruchomieję. Czy to w ogóle możliwe? A może jestem w jednym z tych głupich seriali telewizyjnych, w których wkręcają zwykłych ludzi? Rozglądam się szukając kamer, czy czegokolwiek co pozwalałoby mi myśleć, że tak właśnie jest, ale niczego takiego nie dostrzegam. Drżącymi rękoma podnoszę przedmiot i kładę go u moich stóp, wciąż nie wierząc własnym oczom. Przede mną leży walizka, ale nie jest to zwykła torba z ciuchami. To MOJA walizka. Walizka, którą wożę na letnie obozy z przyjaciółmi. Walizka, którą zabieram w góry, kiedy jadę do babci. Walizka, którą trzymam na górnej półce w szafie z ubraniami. Jak ona się tutaj znalazła? To tak jakby ktoś się mnie spodziewał, jakby czekał na moją wizytę, wiedział że przybędę. Rozsuwam zamek i patrzę na zawartość torby, jakbym widziała ją po raz pierwszy. Nerwowo szperam pomiędzy rzeczami. Ulubione ubrania; zdjęcia rodziny i przyjaciół; wisiorek, który zgubiłam biegnąc w lesie; książka; pościel; poduszka i pamiętnik. Dziwne, naprawdę dziwne.
Nagle na korytarzu zapala się światło. Słyszę kroki. Jest już za późno, żebym dostała się z powrotem na łóżko i udawała, że śpię, więc tylko siedzę zdezorientowana na podłodze i wpatruję się w smugę światła. Drzwi się otwierają. Widzę tą samą kobietę, która wpuściła mnie do domu.
- Widzę, że już pani nie śpi - odzywa się nieznajoma.
- Ehm tak, właśnie miałam… Emm, to nie tak jak wygląda – tłumaczę się zdenerwowana.
- Proszę się nie tłumaczyć, to nieistotne.
- Przepraszam, obudziłam panią?
- Nie, nie spałam. Pozwoli pani za mną, panno Cross.
- Zaraz, zaraz. Skąd pani wie jak się nazywam?
- Wiemy więcej niż się pani wydaje - mówi po czym odwraca się w stronę drzwi i rusza przed siebie, a ja za nią.
- A więc, gdzie ja właściwie jestem? 
 - Znajdujesz się w Międzypokoleniowym Instytucie Szkoleniowym.
- Ehm, a można jaśniej? - pytam z irytacją.
- Ach, pytania, pytania, pytania. Jesteś identyczna jak swoja matka. Nieufna, bardzo ciekawska i do tego niebiańsko piękna.
- Ehm, dziękuję... – mówię z rumieńcem na twarzy, a po chwili dodaję - Hej! Skąd zna pani moją mamę? Ja już nic nie rozumiem…
- Nie musi pani rozumieć. Wszystko co powinna pani wiedzieć znajdzie pani w pokoju 203 na drugim piętrze. W razie niejasności proszę pytać Carly. Ona wszystko pani wyjaśni. Póki co proszę przenieść się tam ze swoimi rzeczami i oczekiwać dalszych informacji – mówi i odchodzi.
Jestem tak zszokowana, że po prostu tam stoję i gapię się na pusty korytarz, nie mogąc się ruszyć. Gdzie ja w ogóle jestem? Nigdy nie słyszałam o tym miejscu, ale z łatwością mogę stwierdzić, że już mi się nie podoba. Wychodzę ogromnymi drzwiami na zewnątrz. Słońce leniwie wyłania się zza horyzontu. Zapowiada się piękny dzień. Tylko dlaczego właśnie tutaj? Cały czas dręczą mnie pytania, na które nie znam żadnej odpowiedzi. Co to za miejsce? Dlaczego tu jestem? Kim jest ta kobieta? Co ma z tym wspólnego moja mama? I najważniejsze: skoro moja mama o tym wiedziała, to dlaczego mi nie powiedziała? Na każde z tych pytań odpowiedź brzmi: nie wiem.
Rozglądam się po lesie kiedy nagle widzę czającą się za drzewem ciemną postać. Staram się nie patrzeć w tamtą stronę i udawać, że niczego nie widzę, ale niezbyt mi to wychodzi, dlatego staram się nieznacznie podejść najbliżej jak się da. Kiedy znajduję się już tak blisko, że cień jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, stukam go w ramię jednocześnie mówiąc:
- Hej.
Czuję jak całe jego ciało przeszywa dreszcz, kiedy gwałtownie się odwraca. Spoglądają na mnie duże, czarne jak noc oczy. Widzę budzące się w nich zaskoczenie, ale i strach.
- Kim jesteś i jak mnie znalazłaś? – pyta nieznajomy
- Ehm, no wiesz szczerze powiedziawszy nie było to takie trudne, zważając na to, że tak po prostu stoisz sobie w lesie – odpowiadam z ironią.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie – Czyżbym wyczuła nutkę zniecierpliwienia?
- Ależ tak, odpowiedziałam. Bardzo się napracowałeś, próbując zestawić dwa pytania w jednym zdaniu? Nie boli cię głowa? – sarkazm - najlepszy sposób na sprawdzenie z kim masz do czynienia. Zapamiętajcie to sobie.
- O co ci chodzi? Podchodzisz do mnie, zachowujesz się jakbyśmy się znali, a nawet nie chcesz mi powiedzieć jak się nazywasz. – powiedział z irytacją. A to proszę państwa jest tak zwany Pan Wszystko Chcę Wiedzieć Od Razu. No super. Poza tym co mu da moje imię? Jedno, wielkie nic.
- Spokojnie Sherlock’u. Nie przyszło ci do głowy, że po prostu lubię cień tajemnicy?
- A tobie nie przyszło do głowy, że może lubię wiedzieć z kim rozmawiam?
- Ulala, szybko się uczysz. Jeszcze trochę i będziemy mogli normalnie porozmawiać.
- Możesz przestać?
- Kiedy ja nic nie robię. Mówię, po czym odwracam się do niego plecami i idę przed siebie w las.
Uwielbiam ten zapach. Świeże igły i wiatr. Tak, dobrze słyszeliście. Wiatr. On wbrew pozorom też ma zapach. Pachnie świeżością, jak… Znacie to uczucie kiedy wyciągacie pranie z balkonu i ono tak cudownie pachnie? To właśnie wiatr.
Słyszę za sobą kroki i już dobrze wiem, że to mój nieznajomy. Stara się być cicho i nie deptać szyszek, ale chyba nie jest w tym najlepszy.
- Wiem, że tam jesteś. Przestań zachowywać się jak jaskiniowiec.
- Ej! Nie jestem jaskiniowcem!
- Czyżbym zraniła Twoje uczucia? – uśmiecham się jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę, po czym poważnieję i mówię - Rebella.
- Czy to się dzieje naprawdę? Nie mogę w to uwierzyć! O jaśnie pani, dziękuję iż wyjawiłaś mi swoje długo skrywane imię!
- Czyżby uczeń przerósł mistrza?
- Na to wygląda – mówi, po czym dodaje – Tyler.
- Miło mi cię wreszcie poznać, Tyler.
- I wzajemnie, Rebella.
- No więc gdzie ja jestem? Co to za miejsce? – pytam, po chwili milczenia.
- To Międzypokoleniowy Instytut Szkoleniowy. W skrócie po prostu MIS.
- Miło, ale nadal nie wiem co ja tutaj robię.
- Skoro tu jesteś, zapewne to nie przypadek. Otóż rekruci, jeśli można nas tak określić, przybywają tutaj ze wszystkich stron świata. Przeważnie są to Dzieci Ósmego Pokolenia, co oznacza tyle, że jesteśmy ósmym pokoleniem po skończonej wojnie z Miastem Krugonów. Nadążasz?
- Nie bardzo.
- Gdzieś ty się chowała? No ale dobrze, niech będzie. Dokładnie 196 lat temu miała miejsce długa i bardzo okrutna wojna z Miastem Krugonów. – po czym dodaje, widząc moją minę – Miasto Krugonów. Nie rozumiem jak można o nich nie słyszeć? No, ale nic. Krugoni to hmm… Jakby ci to wytłumaczyć? To jakby dzikie plemię, które żyje, w sumie nikt nie wie gdzie. Ale to nieważne. Są bezlitośni, naprawdę. Najlepsze jest to, że oni nie są ludźmi. To zbliżone do nas istoty. Wyglądają jak my, ale to tylko pozory, żeby nas zmylić, żebyśmy ich nie rozpoznali. W rzeczywistości to dusze, które powstały w niewyjaśnionych okolicznościach. Naprawdę ciężko je rozpoznać. Nawet stojąc i rozmawiając tutaj z tobą nie mam pewności, że nie jesteś jedną z nich. Jednak opowiem ci resztę historii. Rozpoznać je można właściwie tylko w jeden sposób, a w sumie to w dwa. Pierwszy, jednak nie dający stu-procentowej pewności: Krugonowie mają bardzo specyficzne oczy. Nie chodzi o kolor, ale o coś innego. To jakby miniaturowe, czarne plamki, ledwie widoczne. A ich powieki mają lekko żółtawy kolor. Drugi, lecz bardziej niebezpieczny sposób to po prostu zabicie. Jeżeli zabita istota to Krugon, wtedy wypłynie z niego czarna jak smoła ciecz. Oni nie mają krwi, ale piją specjalne chemikalia, które czynią ich ‘krew’ tymczasowo czerwoną, dlatego zwykłe skaleczenie nic nie da. Jednak jeśli uderzysz w samo serce to już co innego. Bo widzisz, serca nie da się zabarwić na inny kolor. Zawsze pozostanie czarne.
- Ehm… Przypomniało mi się, że mam coś ważnego do załatwienia, ehm, muszę już iść – odwracam się na pięcie i ruszam szybkim krokiem przed siebie. Krugoni, wojna, Ósme Pokolenie? Ten chłopak ma zdecydowanie nierówno pod sufitem.
Kiedy słyszę za sobą kroki, zrywam się do biegu. Tego już za wiele, nie mogę.
- Czekaj! Rebella! Co ci odbiło?
Mi? Mi odbiło? To nie ja gadam o jakimś nieistniejącym plemieniu! Przyśpieszam i kiedy widzę już koniec lasu, niespodziewanie padam na ziemię jak martwa. Próbuję znowu przekroczyć linię lasu, ale nie mogę. Za każdym razem wpadam na jakieś niewidzialne pole.
- Co ci odbiło? – pyta Tyler, patrząc na mnie jak na wariatkę, kiedy nie zważając na pole, walę w nie ile sił – Przestań! Zrobisz sobie krzywdę.
Nie dociera do mnie jednak ani jedno jego słowo. Próbuję wydostać się z tej zabitej dechami dziury, zapomnieć o tym wszystkim o czym mi powiedział i wrócić do rodzimy i przyjaciół. Nie dam rady zostać tu ani minuty dłużej.
- Rebella? Przestań, proszę cię. To pole ochronne, nie przedrzesz się. – kiedy jednak nie słucham, podchodzi do mnie i odciąga mnie siłą, co nie jest takie proste, ponieważ kopię na wszystkie strony. – Co w ciebie wstąpiło?
- We mnie? We mnie?! Krugoni, wojna, MIS i jeszcze jakieś Ósme Pokolenie? Wybacz, ale to nie ja mam tu problemy. Ja po prostu nie chcę tu być, chcę wrócić do domu. Nie obchodzi mnie jak. Ale uwierz mi – znajdę sposób żeby się stąd wyrwać.
- Ty nic nie rozumiesz, prawda? Usłyszałaś tylko strzępki tej całej historii i masz już dość? My żyjemy z tą świadomością całe życie, poza tym nawet jeśli się postarasz, nie dasz rady uciec. Myślisz, że nikt nie próbował? Błagam cię!
- Dlaczego nas tu trzymają?!
- Eh… No tak, to jest na najgorsza część opowieści, miałem zostawić ją na koniec, ale cóż, skoro już pytasz… - zawiesza głos, a kiedy się znowu odzywa, czuję się jakbym została spoliczkowana – My mamy ich zniszczyć.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 1

1

Od kilku dni widzę cały czas to samo. Las, zwierzęta, kwiaty i drzewa. Czuję pod stopami brudną ziemię, igły świeżo kwitnącej sosny, młode szyszki i odłamki skalne. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. Powoli opadam z sił. Każdy, nawet najdrobniejszy oddech, wywołuje u mnie falę bólu, ale wiem, że aby przeżyć muszę uciekać, brnąć naprzód. W głębi duszy czuję, że to już niedaleko, że niedługo znajdę schronienie. Skąd to wiem? Nie mam bladego pojęcia.
Mama zawsze mówiła, żebym nie zbliżała się do lasu, że tam jest niebezpiecznie. Nigdy nie brałam tego na poważnie. Już jako mała dziewczynka wymykałam się do lasu, zieleni, dzikich zwierząt. Kochałam naturę i wszystko co z nią związane, dlatego nawet historie mamy nie były w stanie mnie zatrzymać. Potrafiłam godzinami przesiadywać na drzewach, rzucać wiewiórkom orzechy i oczywiście marzyć. Często wyobrażałam sobie, że drzewa to nadnaturalne istoty, a ja jestem wojowniczką. Wiem, to musi brzmieć idiotycznie, ale tak właśnie było. Znałam ten las jak własną kieszeń. Jak więc mogłam zabłądzić?
Jestem rozbita. Emocjonalnie i fizycznie. Nie mam siły dalej uciekać, ale jednocześnie wiem, że to moja jedyna opcja. Mam ochotę krzyczeć, płakać, walić pięściami. Jestem posiniaczona i poobijana. Z rozciętej skroni sączy się krew. Jednym słowem wyglądam jak dziesięć nieszczęść.
Kiedy już jestem w stanie się poddać, przestać uciekać, widzę na horyzoncie dom. Zwykły, drewniany, niczym nie różniący się od innych budynków dom. Tylko, że ten stoi w samym sercu nieskończonego lasu. Przez chwilę ogarnia mnie radość, jednak uczucie znika równie szybko, jak się pojawiło. Przecież to niemożliwe. Kto mieszkałby właśnie tutaj? Czy dom to wybryk mojej wyobraźni? Kolejne złudzenie? Lecz im bliżej podchodzę, tym bardziej jestem przekonana, że jednak mój rozum nie płata mi figli, że wybudowany przede mną dom jest prawdziwy. Biegnąc w jego stronę widzę coraz więcej detali. Jest większy niż mi się wydawało. Bardziej wyniosły i okazały. Mimo ogromnych okien, nie mogę dostrzec wnętrza budynku, które jednak widzę oczyma wyobraźni. Wiem, że w rzeczywistości zapewne wygląda zupełnie inaczej.
W końcu, zdyszana i zlana potem, dobiegam do ogromnych drzwi. Zaczynam walić w nie pięściami, w nadziei, że ktoś jest w domu. Po chwili w progu ukazuje się starsza kobieta w eleganckim ubraniu. Jej czarne, błyszczące włosy są upięte w sprośnego koka na czubku głowy. Na pierwszy rzut oka wygląda przerażająco, ale po krótkim czasie dostrzegam w jej oczach zrozumienie i życzliwość. Wygląda na całkowicie opanowaną i chyba nie widzi nic dziwnego w mojej niespodziewanej wizycie i wbrew moim oczekiwaniom, bez żadnych pytań, wpuszcza mnie do środka.
A więc udało się, jestem bezpieczna. Radość nie trwa jednak długo, ponieważ gdy tylko znajduję się za drzwiami domu czuję tak wielkie wyczerpanie i ból głowy, że natychmiast osuwam się na podłogę. Nie chcę zasypiać! Chcę jej wszystko wyjaśnić, opowiedzieć! Ale zanim mam okazję cokolwiek wydusić, powieki stają się tak ciężkie, że po prostu nie mogę ich unieść. Udaje mi się jeszcze na chwilę otworzyć oczy. Widzę dwóch mężczyzn, biorących mnie na ręce i niosących po schodach. Później zapadam się w otaczającą mnie ciemność.

Kilka słów wstępu :)


Co byś zrobił gdyby cały Twój świat w jednej chwili wywrócił się do góry nogami? Kiedy odkryłbyś przeszłość o której nie miałeś pojęcia? Gdybyś dowiedział się, że całe życie żyłeś w kłamstwie, tylko dlatego, że to miało cię 'ochronić'? Przed czym? Przed prawdą? A teraz wyobraź sobie, że jest taka dziewczyna, której to się przytrafiło. Może nawet podobna do Ciebie. Ma takie same zielone oczy i kasztanowe włosy. Tak samo jak ty uwielbia przebywać na łonie natury, jeść płatki czekoladowe, rozciapane w mleku i ma swój własny świat, który okazuje się całkowitą iluzją.

Jeśli więc chcesz poznać losy Rebelli, tytułowej bohaterki, wszystko co musisz zrobić to po prostu przeczytać jej historię. Miłego czytania
~Nika